Podróżuje się po to (...), by pewnego dnia postawić walizki i powiedzieć: to tutaj.
— Éric-Emmanuel Schmitt

środa, 16 kwietnia 2014

Latarnia

Ostatnio znów wybrałam się na małą wycieczkę, korzystając z kolejnego przepięknego dnia. Od początku planowałam wybrać się na latarnię morską, bo kusiła mnie za każdym razem podczas spacerów nad morzem. Czekałam jedynie na dzień taki jak ten! Było cudownie. Zdjęć mam aż za dużo. A to jest problem...














Wczoraj przyleciała do nas ze Słowacji mama Miriam, święta w Norwegii spędzę więc po słowacku! ;) Zostanie z nami przez 3 tygodnie, także będzie wesoło. Życzę wszystkim pogodnych i spokojnych świąt, smacznego jajka i mokrego dyngusa!

God påske
ściskam
Agata

niedziela, 6 kwietnia 2014

Góry i chmury

Muszę Wam się pochwalić moją małą przygodą. W ostatni poniedziałek była tak piękna pogoda (czyli jakieś 2-3 stopnie i rażące słońce), że nawet Miriam powiedziała, że mam gdzieś iść i korzystać z chwili. Jako że zawsze najlepiej reaguję na takie lekkie pchnięcia w dobrym kierunku, postanowiłam w końcu wybrać się na naszą górkę za domem. Piszę "górkę", bo w sumie nie wiedziałam jak jest wysoka, bo z brzegu rosną bardzo wysokie drzewa. Okazało się też, że nie miałam się czym martwić, wysoko nie było. Na górę szłam pośród drzew, więc wystające korzenie tworzyły naturalne schody. Musiałam tylko trochę uważać, bo miejscami śnieg był zamarznięty i mogłam się poślizgnąć.





Ten moment, kiedy dotarłam poza drzewa był jednym z dwóch najlepszych tego dnia. Nie było wysoko, ale jako że sam nasz dom już stoi na wzgórzu, to idąc troszeczkę dalej, tak żeby spojrzeć ponad czóbkami drzew, zobaczyłam całe Gravdal, morze, góry za morzem i przepiękne tego dnia niebo.





To miałam za plecami, ale gdy patrzyłam przed siebie, widziałam na pierwszy rzut oka wydającą się prawie całkiem płaską równinę, usypaną małymi górkami z głazów, śniegiem i krzewami prowadzącą dopiero do potężnej góry hen daleko. Postanowiłam po prostu korzystać z pogody i przejść się trochę przed siebie, w kierunku lekkiego wzniesienia, gdzie planowałam porobić więcej zdjęć. Znalazłam nawet czyjeś ślady, więc nie było mi trudno znaleźć dobrą drogę, czego nie mogę powiedzieć o powrocie! Ale o tym za chwilę. Dotarłam szczęśliwie na mój pierwszy "szczyt", nawet widziałam w oddali jakiegoś człowieka i w ogóle widziałam stamtąd wszystko! To był ten drugi magiczny moment.













Powrót był trochę trudniejszy, bo pod koniec wędrówki zboczyłam ze swojej "ścieżki" albo może to ona biegła w innym kierunku. W każdym razie musiałam sobie radzić sama, a to oznaczało zapadanie się w śnieg co jakiś czas, na szczęście tylko po kostki, ewentualnie łydki. Raz nawet przeszłam przez zamarznięty strumień, a zorientowałam się dopiero jak byłam po drugiej stronie. Coś mi za bardzo chrzęściło ;)
Plusem było to, że powrót zajął mi o wiele mniej czasu! Na koniec jeszcze hyc po drabinie przez płot i byłam w domu.
Nie wspomniałam, że ten teren jest ogrodzony, bo wiosną, czy tam kiedyś, pasą się tam owce. Wtedy to dopiero będą widoki. Pewnie zrobimy sobie tam wtedy wycieczkę z chłopcami.

Na dziś to tyle. Pogoda dorównuje dziś tej poniedziałkowej i później wybieram się do Stamsund na koncert polskiej muzyki. Ale o tym już następnym razem!

Buziaki
Agata