Sobotę miałam całą dla siebie, więc wybrałam się z samego rana na zwiedzanie. No może nie z samego, bo najpierw zahaczyłam o super-wypas śniadanie :D. Pierwsza na mojej liście była oczywiście Biblioteka Narodowa. Baardzo podobna do poznańskiej, tylko trochę większa. Po nacieszeniu oczu starymi książkami, starałam się zmierzać raczej szybko spowrotem, bo dookoła pełno było księgarń, ale bam! 3for2 mnie zahipnotyzowało i nie mogłam się oprzeć. Pięknie wydane i w podobnych do naszych cenach; czego tu nie wielbić?!
Następnie udałam się pod Pałac królewski i nawet przypadkowo trafiłam na zmianę warty. Strażnicy okazali się nie tak sztywni jak np. watykańscy, jeden z nich rozmawiał i śmiał się z grupką norweskich turystów. Pałac można zwiedzać tylko przez parę tygodni w okresie letnim, kiedy król (Harald V) mieszka sobie gdzieś indziej, więc musiałam zadowolić się paroma zdjęciami. Poszłam potem w dół ulicą Uniwersytecką i zmierzając do Galerii Narodowej, minęłam uniwersytet. W galerii miałam okazję pierwszy raz chwilę przysiąść, więc wybrałam oczywiście miejsce naprzeciw słynnego "Scream" Muncha (przy okazji się dowiedziałam, że był norwegiem :P). Oczywiście spędziłam tam mniej czasu niż bym chciała, ale z braku laku, dobra sama klasyka!
Pałac Królewski
Uniwersytet
Trochę sztuki nam nie zaszkodzi ;)
Munch, van Gogh i Picasso
W drodze powrotnej minęłam też Ratusz, gdzie odbywa się wręczenie Pokojowej Nagrody Nobla, Cetrum Pokojowe Nobla i Katedrę, w której też przysiadłam na chwilkę. Żałowałam, że do Muzeum Muncha było za daleko, ale jako że jego najsłynniejsze obrazy przebywają w Galerii Narodowej, nie przejęłam się tym zbytnio.
Po obiedzie pojechałam do słynnego Parku Vigelanda, w którym znajduje się ponad 200 rzeźb Gustawa Vigelanda (prawie 600 nagich postaci w różnym wieku), fontanna nieczynna z powodu renowacji i Monolit - gigantyczna kamienna kolumna utworzona z sylwetek nagich ludzi, w tym podobno autoportretu Vigelanda. Park jest ogromny, pogoda nie była zła, więc spędziłam tam przyjemnie czas na spacerowaniu.
(tu przy okazji widać jak Norwegowie radzą sobie ze śliską nawierzchnią w całym kraju: zamiast soli, która szkodzi glebie, używają małych, wkurzających kamyczków)
moja ulubiona:
W niedziele polecieliśmy do Bergen, ale o tym następnym razem, bo by było za dużo tego dobrego!
Buziaki
Agata
No tak... nie obyło się bez książek ! Swoją drogą i tak zdziwiłam się, że tylko 3 a nie na przykład 6 (z Tobą wszystko jest możliwe) ;-))
OdpowiedzUsuńBuziaki z bardziej ponurego niż Oslo - Szczecina ;-*
Darka <3
Podziwiam Cie, że przy dwójce maluchów jeszcze chce Ci się chodzić i zwiedzać :) Ja jak mam od Nikoli chwilę wolną to wyciągam nogi i odpoczywam :D Jest pięknie, ale jakoś tak szaro. U nas wiosna zawitała, dziś nawet kurtkę rozpięłam na spacerze bo się zgrzałam ! :) Oslo niby blisko Barlinka... nie mogłaś wpaść na kawkę? :( bo tęskni się... :(
OdpowiedzUsuń/Madź :*
W piątek po wylądowaniu i krótkim spacerze z chłopcami, miałam jeszcze wyjść, ale już nie miałam siły, dlatego w sobotę dałam czadu ;) Pogoda tu niby też nie najgorsza, bo dziś były 2 stopnie, ale wiało, więc wydawało się być o wiele zimniej. Też tęsknię! ale co zrobić... ;)
Usuń:*
` Oslo - na mojej liście do zrobienia jak tylko słońce wyjrzy zza chmur :)
OdpowiedzUsuńWyjedź tylko z Bergen, to zobaczysz słońce! To Twoje miasto mnie tak zmoczyło w niedzielę, że to cud, że jestem zdrowa :D Oslo bardzo polecam, ale Bergen i tak piękniejsze ;)
UsuńHejka! Przyszłam poinformować, że dodałam Twojego bloga do listy blogów au pair i strasznie się cieszę, że dołącza ktoś, kto mieszka w Norwegii. To taki piękny kraj!
OdpowiedzUsuńostatnie zdjęcie najlepsze! :o
OdpowiedzUsuń